W czwartek 7 września 2017r.,kiedy jeszcze księżyc świecił na deszczowym niebie sześcioosobowa grupa wsiadła w trzy kolorowe kaczki i wyruszyła na czeskie Morawy.

Już za Jarocinem przestało padać i odtąd było już tylko słonecznie i ciepło. Jechaliśmy malowniczymi, krętymi drogami zarówno w Polsce jak i w Czechach i cieszyliśmy się jeszcze trwającym latem. Po ponad 9-ciu godzinach podróży dotarliśmy do miejscowości Novosedly, gdzie przywitali nas organizatorzy zlotu przygotowanego przez klub 2cv CzechMor. Zlot co prawda rozpoczynał się dopiero w piątek wieczorem, ale wszystko dla nas było przygotowane dzięki Agacie, która zarezerwowała świetną bazę noclegową ( mieliśmy cały nowy dom do dyspozycji – z widokiem na winnicę).

Po obiedzie i zakwaterowaniu wybraliśmy się na wycieczkę do Mikulova . Malowniczo położone miasteczko ( w odległości 50 km od Brna, na trasie Brno-Wiedeń przy granicy z Austrią) przygotowywało się właśnie do obchodów „Święta wina”: na rynku rozstawiano sceny, stragany, a męski chór – swoim donośnym śpiewem- umilał czas przybywającym turystom. Wszechobecny „burcak” królował na wszystkich stolikach w kafejkach i restauracjach, a młodzież krążyła po miasteczku trzymając w rękach dwulitrowe butelki z plastikowym uchwytem, by spożyć ten cudowny napój na łonie natury. Podczas gdy dwie kaczkowe załogi biesiadowały przy winie w kafejce- jedna para mieszana – reprezentacja klubowa- w niecało 20 minut zdobyła najwyższy okoliczny szczyt tj. „Święty Pagórek” ( 363 m.n.p.m), by stamtąd podziwiać piękne widoki na Pałac i Zamek i by pomachać z góry biesiadnikom. Kiedy wróciliśmy do bazy było już ciemno, ale właściciel winnicy niedaleko naszej ulicy nie zostawił nas w potrzebie . Mimo późnej godziny ponownie otworzył dla nas swa winiarnię, rozświetlił miejsce przy stole i poczęstował burcakiem. Po dniu tak pełnym wrażeń udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.

W piątkowy poranek przywitało nas rozgrzane słońce, które swymi promykami opalało nas. Aby skorzystać z okolicznych atrakcji wybraliśmy się na wycieczkę do miejscowości Znojmo, pełnych zabytków i historycznych budowli. Kolejne małe miasteczko na Morawach, urokliwie położone przygotowywało się do obchodów „Święta wina”, które miało się odbywać tu za tydzień. Po zakupach sera i pieczywa postanowiliśmy odpocząć na jednym z ukwieconych placów. Damska część ekipy mogła skosztować lokalnego wina.

Następnie udaliśmy się na przejażdżkę do Austrii. Ale tuż przed granicą napotkaliśmy na wielki park rozrywki, gdzie przywitały nas ogromne smoki i stalowi wojownicy. Nie mogliśmy się oprzeć pokusie więc zaparkowaliśmy nasze „kachny” ( tak na kaczki mówią Czesi) i ruszyliśmy do parku. Trudno by było zliczyć ilości przygotowanych tu gier i zabaw, jakie czyhały na turystów ( głównie dzieci). Z jednej atrakcji skorzystał nawet Sławek, który namawiany przez nas wcisnął się do plastikowej skrzynki i zjechał w niej po zjeżdżalni skonstruowanej z metalowych, poprzecznie montowanych rolek. Bał się trochę o lądowanie na betonie , ale finalnie okazało się, że czeka na niego niewielki dywanik, który zamortyzował upadek. Potem Iwonka chciała nam odlecieć w nieznane , ale ostatecznie nas zaprosiła do wnętrza samolotu przerobionego na kawiarnię. Mogliśmy z bliska obejrzeć kokpit pilotów. Dobrze, że nie mieliśmy zbyt dużo czasu , bo kto wie czy w pobliskim kasynie nie przegralibyśmy jakiejś „kachny”, a szkoda by było , bo przecież dzięki kaczkom tak wspaniale się bawimy.

Bezpośrednio za tym dziwnym miejscem wjechaliśmy do Austrii, by malowniczymi , pagórkowatymi drogami przemieścić się do zamku w miejscowości Lednice. To kolejne miejsce warte zobaczenia. Urokliwy był nie tylko sam zamek , ale i przepiękny park wokół. Kwietniki na dywanikowych trawnikach były istnymi arcydziełami ogrodników, kolorowe kompozycje kwiatowe przyciągały nie tylko pszczoły , ale również nasz wzrok. Na ogromnym terenie rozpościerały się liczne ścieżki spacerowe, otoczone często z dwóch stron bardzo wysokimi , pięknie obciętymi krzewami. Czuliśmy się chwilami jak w labiryncie. Dodatkową atrakcją były rzeźbione fontanny i park wokół stawu z egzotycznymi roślinami. Niektóre z nich widzieliśmy pierwszy raz. Mogliśmy też podziwiać palmiarnie pełną roślinności, w podziemiach której położona była duża sala/kawiarnia. Wycieczkę zakończyliśmy kolejną degustacją burcaka w pijalni wina, w której stoliki sześcioosobowe wkomponowane były w duże , drewniane beczki.

Po powrocie do bazy odebraliśmy od organizatorów numerowane opaski zlotowe, które były jak klucz do sezamu: można było na nie zamawiać posiłki i napoje do oporu bez opłat. Rachunek należało jednak uregulować przed wyjazdem ze zlotu w niedzielę. Wieczorem nastąpiło otwarcie zlotu. Przy tańcach i muzyce na żywo mogliśmy prowadzić rozmowy ze znanymi nam wcześniej uczestnikami zlotu oraz z nowymi. Była wśród nich m.in. Danusia i Mirek, Zdenek i Verka , Tomasz i Jardo , Kuba, Andrea, Adam i Milos oraz Lida i Paweł , u których była zorganizowana wieczorna impreza. Wieczór upłynął nam na milej zabawie przy burcaku i kovackim winie.

W sobotę organizatorzy pozwolili nam się wyspać, bo dopiero od 10:00 rozpoczęły się konkursy w pięciu konkurencjach:

1/rzut wałem korbowym i felgą w dal

2/slalom oponą wokół wiaderek – nieco utrudniony

3/ rozpoznawanie ręką drobnych części do kaczki

4/”topielec” ze śrubkami – należało na zmianę ze śliczną dziewczyną prowadzącą konkurs wrzucać do szklanki różnej wielkości śrubki, w taki sposób, aby szklanka pływająca na wodzie nie zatonęła po wrzuceniu przez nas śrubki. Gdyby zatonęła po wrzuceniu śrubki przez organizatora to my wygrywamy J.

Po odbyciu wszystkich konkurencji całe stado zlotowych kaczek wyruszyło w podróż na degustację wina do austriackiej winnicy. Trasa przejazdu prawie 60-ciu kaczek prowadziła po pagórkach, krętymi drogami, między dużymi jeziorami błyszczącymi od promieni słonecznych. Ta część zlotu jest zawsze dla nas bardzo atrakcyjna. Niekończący się sznur kolorowych citroenów 2cv i machający nam uśmiechnięci mieszkańcy, turyści, rowerzyści, kierowcy zawsze jest dla nas wspaniałym widokiem cieszącym nie tylko wzrok , ale i serca. Maskotką korowodu był jednoosobowy –prawie citroen, tj. skonstruowany tak, że na ramie citroena 2cv zamontowano kadłub od małego srebrnego samolotu- z otwartą od góry kabiną dla kierowcy; pilot tego pojazdu zamiast czapki pilotki lub kasku ochraniał swą cenną głowę hełmem wykonanym ze starego, aluminiowego durszlaka J.Po zwiedzeniu austriackiej winnicy czekało na nas pyszne, zimne wino do degustacji oraz wiszące, dojrzałe kiście winogron.

Nieco zmęczeni, ale naładowani pozytywną energii powróciliśmy do bazy , by rozpocząć kolejną, wieczorną biesiadę z muzyką na żywo. Tym razem dwuosobowy zespół – z początku źle przez nas oceniony- grał jeszcze lepiej niż ten wczorajszy duet męski. Zbyszek był tak zadowolony z muzy , że musiał podzielić się tą radością z nieobecnym tym razem Maciejem , gdyż dawno na imprezie nie bawił się przy „Ścianie” Pink Floyd’ów. Zespół grał coraz to lepsze utwory, a my miedzy tańcami prowadziliśmy międzynarodowe konwersacje z coraz większą łatwością J. Miłym akcentem tego wieczoru były długie rozmowy z Tomaszem z Czech , notabene znanym nam osobiście – głównym organizatorem światowego zlotu 2cv w Czechach w 2009r. , który korzystając z okazji poinformował wszystkich zlotowiczów, że rozważa organizacje kolejnego światowego zlotu w Czechach w 2023r. – co spotkało się z dużą radością. Po ogłoszeniu wyników konkursów sprawnościowych otrzymaliśmy dyplom i upominek za najdłuższą trasę jaką pokonaliśmy na zlot. Zabawa trwała jeszcze długo, a na parkiecie reprezentowała nas do końca niezmordowana para Ela i Sławek. Atmosfera podczas sobotniego iście letniego wieczoru była gorąca, zabawa bardzo udana, niestety rozsądek nakazywał ją zakończyć po północy, aby wypocząć przed powrotem do domu. Dobrze , że Romek obudził nas wszystkich rano krzycząc ;”kaczki wstawać” , bo dzięki temu w miarę się pozbieraliśmy, by wyruszyć w drogę powrotną. Jeszcze tylko małe zakupy burcaka i wina, pożegnanie z organizatorami i uczestnikami zlotu i wsiedliśmy do naszych kolorowych aut – w nadziei , że po raz kolejny dowiozą nas szczęśliwie do domu.

Pewnie jeszcze długo będziemy wspominać ten wspólnie, fajnie spędzony czas na Czeskim Zlocie, pełen dowcipów i dobrego humoru, licząc, że kolejne takie dni znów nadejdą……

Jola

 

Kategorie: Relacje

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *