Powróciła już do domu „kaczkowa” grupa z wypadu do Francji. Wpisy i zdjęcia również na klubowym facebooku. Pełen tekst relacji zamieszczamy poniżej.

Dziś pierwszy dzień naszej citroenowo-klubowej wyprawy na XXI zlot klubów francuskich 2cv do Saint Dizier w Szampanii. Przedstawicielstwo klubowe liczy 4 kaczki i 10 osób. Na starcie na parkingu za bramkami w Gołuskach stawili się: Ewa, Jasiu, Magda, Jędrzej, Patrycja, Lidka, Andrzej, Monika, Maciej i Bartek. Tradycyjnie, jak każdy dobry zlot, także ten, rozpoczął sie od drobnego opóźnienia. Start zaplanowaliśmy na 8.15. Ostatecznie wyruszyliśmy około 9.00 robiąc sobie uprzednio tradycyjna grupowe zdjęcie uczestników. Mimo, że wyruszyliśmy do Szampanii pogoda była raczej szkocka – w deszczowo-sloneczna kratkę. Jak zwykle nasze samochody wzbudzały sympatie objawiajaca się machaniem do nas, usmiechami, robieniem zdjęć (kochamy to celebryckie życie). Tym razem do grona fanów dołączyli również policjanci z autostradowej drogówki. Po miłej pogawedce i wspólnej fotografii nowi fani prawie przystali na naszą propozycję wymiany i przetestowania pojazdów. Niestety wzywaly ich obowiązki służbowe – 200m dalej suszyli radarem, ale ostrzezeni nie daliśmy się złapać Korzystąjc z okazji pozdrawiamy Panów Policjantów serdecznie. Niemiecka autostrada urozmaicala nam nude jedynie robotami drogowymi, ale nie wpłynęło to na tempo pokonywania drogi przez kaczki ( z robotami czy bez prędkość=constans), wiec na miejsce noclegu dotarlismy na tyle wcześnie, że wybraliśmy się na zwiedzanie Erfurtu. Ponieważ kierowcy zaliczyli piwko zaraz po dotarciu na miejsce, a nocleg mielismy daleko od centrum, nie pozostało nam nic innego jak skorzystać z komunikacji miejskiej. Udaliśmy się na przystanek tramwajowy gdzie zaczęły się schody. Zwiedzani nie doszłoby do skutku, bo prawie przerósł nas zakup biletów. Na szczęście z pomocą przybyl nam pan motorniczy (korzystajac z okazji również jego serdecznie pozdrawiamy) i Jędrzej, który wysuplal z kieszeni ostatnie swoje euromonety. Jesteśmy wdzięczni Jędrzejowi i Panu Motorniczemu, bo centrum Erfurtu okazało się urokliwym starym miastem z przepiękną katedrą i malowniczą zabudowa. Cieszymy się, że za kilka dni będziemy tu ponownie, nie omieszkamy odwiedzic znów włoskiej lodziarni, gdzie zaskoczyła ns polska obsługa (korzystajac z okazji pozdrawiamy Polskie Dziewczyny).
Jutro Luksemburg…
Dziś drugi dzień naszej wyprawy do „krainy bąbelków”, niedziela 25.05, ale…szczególna, nie tylko dlatego, że cały dzień towarzyszyło nam słonko, piękne krajobrazy zalesionych wzgórz i dopisywały dobre humory, ale naszym „kaczuszkom” na polskich tablicach rejestracyjnych towarzyszyły inne samochody, najczęściej z niemieckimi, luksemburskimi, holenderskimi tablicami rejestracyjnymi – przynajmniej jeden element na tych tablicach był wspólny – wianuszek unijnych gwiazdek. No właśnie, dziś szczególnie możemy się poczuć obywatelami Zjednoczonej Europy, wybieramy europarlamentarzystów. W poczuciu obywatelskiego obowiązku wybraliśmy się do polskiej ambasady w Luksemburgu, by oddać swój głos. W oczekiwaniu na karty wyborcze odbyliśmy bardzo miłą pogawędkę z członkami komisji wyborczej (korzystając z okazji serdecznie pozdrawiamy jej członków), która, jak się dowiedzieliśmy, oczekiwała dziś, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, aż pięciuset uprawnionych do głosowania Polaków. Zanim jednak udaliśmy się na głosowanie, wybraliśmy się na mszę św. (w końcu dziś niedziela) do Polskiej Misji Katolickiej w Luksemburgu. Pocałowaliśmy niestety klamkę kościoła, bo zaplanowana na 18.00 msza wyjątkowo dziś się nie odbyła. Kościół jednak specjalnie dla nas (nasze piękne auta są jednak przepustką do otwarcia każdych bram) otwarto i nawet sam proboszcz wyszedł z nami porozmawiać (korzystając z okazji serdecznie Księdza Proboszcza pozdrawiamy). Dostaliśmy z resztą zaproszenie na jutro na kawę, ciasto … i coś jeszcze Jutro mamy w planie zwiedzanie Luksemburga. Dzień kończymy jak zwykle bardzo sympatycznie – wspólną kolacją i kubeczkiem Porto w asyście startujących i lądujących samolotów (hotel mamy prawie na pasie startowym lotniska). Mam nadzieję że się wyśpimy, bo ruch w powietrzu intensywny. Dobranoc
Dzień trzeci. Dziś nasze kaczuszki odpoczywają w przeciwieństwie do nas. Już o 10.00 rano wyruszyliśmy na zwiedzanie stolicy Luksemburga. Już pierwsze wrażenia zza okien autobusu, którym zmierzaliśmy do centrum przerosły nasze wyobrażenia o tym mieście.
Głęboko wcięte meandry rzeki Alzette sprzyjały budowie fortecy nie do zdobycia. Po bardzo dobrze zachowanych pozostałościach obwarowań mieliśmy okazję się przespacerować. Podczas przechadzki podziwialiśmy piękną architekturę i malownicze położenie miasta na różnych poziomach. Spacery sprzyjają wielkim apetytom, więc pod koniec zwiedzania miasta postanowiliśmy uzupełnić żołądki. Był z tym „niewielki” problem, bo Żabek i Biedronek tudzież Małpek nie było ani śladu a na wołanie Piotr i Paweł nikt nie reagował. Po wielu trudach i wysiłkach głodni i spragnieni znaleźliśmy oazę spożywczaka. Zaopatrzeni w produkty na kolację i „na zaś” uginając się pod ciężarem zakupów wróciliśmy do hotelu. Wspólna kolacja była przednia, a resztę sobie Waćpaństwo doimaginujcie
Korzystając z okazji pozdrawiamy wszystkie mamy z okazji ich święta :* :*
Witamy w czwartym dniu naszej wyprawy. Dziękujemy za sympatyczne komentarze (to zachęca nas do działania 
Dziś od rana pogoda nieciekawa – coś tam mżyło, a potem się nawet rozpadało. Zaliczyliśmy dziś 3 kraje (wyjechaliśmy z Luksemburga, przejechaliśmy „całą” Belgię i wjechaliśmy do Francji). Wybraliśmy drogą totalnie zakręconą (nawigacja jej nie chciała nawet zaplanować) z urokliwymi francuskimi miasteczkami (i rondkami). Dzisiejszy odcinek był dość krótki, więc zajechaliśmy do Reims (nasza noclegownia) dość wcześnie i po rozpakowaniu walizek ruszyliśmy autobusem na zwiedzanie miasta. I mimo, że całkowicie przestało padać to jednak znów mieliśmy pod górkę – nasz przystanek autobusowy był w remoncie, więc drałowaliśmy jakiś kilometr do następnego. Wycieczka do centrum trwała około 30min. Zwiedzanie zaczęliśmy od katetery, w której koronowana była większość władców francuskich. Budynek ogromy, mnóstwo witraży przedstawiających biblijne historie oraz ciekawych figur i rzeźb z wiodącym motywem Joanny d’Arc. Następnie nasz szlak turystyczny zahaczył o operę, ratusz oraz bazylikę Świętego Remigiusza. Po powrocie do hotelu, w warunkach polowych, spożyliśmy wspólną kolację nieco zakrapianą i rozeszliśmy się do swoich pokoi, żeby po raz ostatni przed zlotem zakosztować miękkiego i suchego posłania. Póki co prognozy na kolejne dni zapowiadają deszcz i ziąb, ale wciąż mamy nadzieję, że synoptycy wróżą z fusów i ich przewidywania są równie precyzyjne jak nasze – a nasze wskazują jednoznacznie, że przez cały czas będzie słońce
Dziś wreszcie dotarliśmy na zlot. Po drodze zwiedzaliśmy rezerwat przyrody w parku narodowym, którego główną atrakcją były poskręcane buki tworzące kopuły. Później w stolicy szampana – Eperney oglądaliśmy imponujące siedziby największych wytwórców szampana oraz przepiękny ratusz z uroczym parkiem w około, przy avenue du chapagne. W dalszej drodze zjechaliśmy do miejscowości Eperney. Oglądaliśmy tan bazylikę Notre Dame. Stamtąd ruszyliśmy już prosto na miejsce zlotu.  Na drodze pojawiało się coraz więcej citroenów 2CV. Po około godzinnym oczekiwaniu na wjazd rozbiliśmy nasz obozowisko razem z przyjaciółmi  z Automobilklubu Toruńskiego. Po wspólnej kolacji udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Rozpoczynamy drugi dzień zlotu. Kolejka przybywających i rejestrujących się kaczek ciągle długa. Dziś we Francji święto (dzień wolny od pracy), więc większość Francuzów przyjechała właśnie dziś. Już od rana męska część wyprawy ruszyła w stragany z gadżetami i częściami. Jędrzej ruszył w stronę punktów warsztatowych, by wymienić łożysko (własnoręcznie uszkodzone 2 dni temu szybkim manewrem na krawężniku). Za Jędrzejem z pomocą ruszył Maciej i tak pół dnia naprawiali, naprawiali, naprawiali, naprawiali, naprawiali …… aż naprawili. Gdy tak naprawiali to przy okazji nawiązywali kontakty międzynarodowe oraz stali się gwiazdami lokalnej telewizji – może to tylko próg do wielkiej sławy, ale od czegoś trzeba zacząć.
Reszta uczestników ubrana w koszulki klubowe wspierała toruńskie stoisko a przy okazji prowadziła własny biznes. Ponieważ pogoda i tego dnia nam dopisywała wszyscy z placu zeszli z przypalonymi buziami.
Kontynuując zapoczątkowaną przez Jędrzeja i Macieja akcję „kontakty międzynarodowe” poznaliśmy prezesa klubu pływackiego z Saint Dizier, który płynnie mówił po polsku, bo nie tylko ma rodzinę w Puszczykowie ale jeszcze w dodatku w ich klubie trenuje 10 Polaków z Krakowa, Szczecina, Łodzi, Olsztyna i innych polskich miast.
W oddali gra kapela, więc kończymy dzisiejszą relację i idziemy nawiązywać dalsze kontakty.
Dzisiejszy dzień zaczęłam od „zwiedzania” miasta w poszukiwaniu sklepu spożywczego z jajami, który jak się okazało pod koniec mojej wycieczki znajdował się dosłownie „pod nosem”.  A wszystko dlatego, że na dzisiejsze śniadanie kuchnia (Andrzej) podawała jajka na półtwardo. Zaraz po spożyciu porannego posiłku, ok. godziny 11.30 zrobiliśmy rekonesans na targowisku części używanych – poszło to dość sprawnie, bo targowisko zamykano o godzinie 12.00.
Popołudnie spędziliśmy na placu kupując rozmaite części i gadżety oraz odwiedzając poznanych wcześniej Francuzów. Później ruszyliśmy na zwiedzanie Saint Dizier (miasta-gospodarza zlotu). Po pstryknięciu kilku zdjęć i przejściu urokliwymi uliczkami wróciliśmy do naszego obozowiska. Na miejscu uczestniczyliśmy w przygotowaniach a później również w degustacji specjałów prosto z Polski. Koledzy z Torunia przywieźli ze sobą jak zwykle: polski chleb, smalec, ogórki, kabanosy, wódkę oraz popitkę. Gości było bez liku – szczególnie degustatorów „napojów”. Byli też amatorzy ogórków i kabanosów, do chleba ze smalcem podchodzili z większą rezerwą. Wszyscy wypytywali o Polskę i potwierdzali swój udział w roku 2015 na światowym zlocie przyjaciół 2cv w Toruniu. Dostaliśmy też mnóstwo zaproszeń na dziś, na jutro, na kolejny zlot klubów francuskich, na zlot taki, siaki i owaki – oczywiście nie pozostaliśmy dłużni – też zapraszaliśmy na co tylko się da. Wymieniliśmy adresy e-mailowe i zrobiliśmy kilka wspólnych zdjęć i degustowaliśmy wspólnie …. resztę wieczoru dopowiedzcie sobie sami
Jutro wybieramy się na zwiedzanie Troyes.
aaaaaaaaaaaa, zapomniałam wczoraj dodać, że pogoda od rana była cudna (pierwszy raz bez długich spodni), choć potem 2 deszczu krople spadły i było zimno, ale to było wczoraj, a dziś?
Dziś niebo bez żadnej chmurki, od rana grzało słońce, a powietrze chłodzone było przez wiatr. Rano – giełda części używanych – złomu pełno, choć podobno można znaleźć coś nowego i fajnego. Później, jak zwykle opóźnienie – byliśmy umówieni na 12.00 a już o 13.20 wyruszyliśmy zwiedzać Troyes.
Ku naszemu zaskoczeniu, Bartek -najmłodszy uczestnik wyprawy, koniecznie chciał jechać z nami („Kaką Jasia”) i tak ruszyliśmy na podbój Troyes.
Po dotarciu na miejsce niemal przerósł nas wjazd na parking, (kto by pomyślał, że trzeba wjechać na kraweznik i dalej po chodniku aż pod szlaban?). A Troys to bardzo piękne miasto, pełne zabytkowych domków z muru pruskiego. Zaliczyliśmy 4  kościoły: Św. Jana Chrzciciela,  św. Magdaleny, Bazylikę świętego Remigiusza i katedrę pod wezwaniem św. Piotra i Pawla, zauroczyly nas „zakątki”  wcisniete między szeregi domków. Potem jeszcze ostatnie serowe zakupy i ostatnia zlotowa wieczerza …
Rozpoczął się czerwiec. Skończył się zlot. Zwinęliśmy namioty i wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Wyjeżdżamy pełni wrażeń i zabieramy ze sobą wiele wspomnień. A każdy z nas inne, ale wszystkie ciekawe. Maciej zapamięta udzielony branżowym mediom wywiad (jak ukaże się w internecie dodamy link). Patrycji będzie śniła się po nocach wydłużona wersja „kaczki” z okrągłym okienkiem, na którą cierpliwie polowała z aparatem, ale bez powodzenia. Lidka za to zapamięta nocne fotografowanie kaczek zakończone nawiązaniem nowych znajomości z właścicielami obiektów jej zainteresowania. Ewę zaskoczyła okazywana nam na każdym kroku sympatia i ciekawość Polski oraz deklaracje przyjazdu na zlot w 2015r.  Andrzej stwierdził, że to „kolejny smutny zlot”, na którym nie padało a lało się. Jędrzej zapamięta, że jazda po krawężnikach kończy się w samoobsługowym warsztacie samochodowym. Jasiu zapamięta (albo będzie zdziwiony w 2015r.) ilu osobom zapewnił nocleg u siebie w domu przed zlotem w Toruniu. Monika, Maciej i Bartek będą pewnie pamiętali cały ten zlot  najdłużej, bo był to ich pierwszy tego typu wyjazd kaczką ku wielkiej radości Bartka (rośnie nam kolejne pokolenie miłośników 2CV).
Wszyscy zapamiętamy ludzi, którzy zagadywali nas widząc polską flagę, rejestrację, słysząc polski język. Byliśmy bardzo zaskoczeni tym ile o Polsce wiedzą rodowici Francuzi oraz ci, których polskie korzenie są już bardzo głębokie i we Francji mieszkają od dawna. Ciągle Polskę odwiedzają i nie zapominają mowy ojców. Chapeau bas!
Po nudnej jeździe autostradą zatrzymaliśmy się na nocleg w Erfurcie. Teraz zdecydowanie mniej się nudzimy – siedzimy, ucztujemy, wspominamy i piszemy.

Kategorie: Relacje

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *